Zastanawiasz się czy wydać kasę na kolejna książkę kulinarną? Warto, nie warto? W dobie, kiedy wszystko mamy w internecie a kolejna książka "o niczym" wylądowała w zeszłoroczne Święta pod choinką.
Są dwa wyjścia, albo przeczytasz tą recenzję i podejmiesz decyzję, albo będziesz żałować!
Kevin sam w kuchni |
Świetny facet, bardzo szczery i
uśmiechnięty. Od razu wiedziałam, że to swój chłop!
Zainspirowana opowieściami o
brytyjskiej kuchni postanowiłam poczytać troszkę na jej temat.
Zaczęłam oczywiście od książki
Kevina.
Poczytałam, przetestowałam kilka przepisów i mogę śmiało powiedzieć, że lubię tego gościa jeszcze bardziej.
W swojej książce pisze o swoim jakże barwnym życiu, o tym kiedy zaczęła i jak potoczyła się jego przygoda z gotowanie, oraz jak fajna jest angielska kuchnia. Książka przyda Ci się również, gdy będziesz gościł w angielskiej knajpce (przede wszystkim po to, żeby wiedzieć co zamówić, ale i w celu lepszej komunikacji przy składaniu zamówienia czy toastu).
Zawsze sądziłam, że ryba z frytkami
to szczyt ich kulinarnych możliwości a tu takie miłe zaskoczenie.
Kevin pokazuje nam nie tylko fajne
przepisy, ale opowiada skąd się wzięły.
Czym mogę Cię zachęcić? To proste!
W książce znalazłam min. ściągę z
przygotowywania idealnych steków, przewodnik po angielskich piwach,
mnóstwo, fajnych ciekawych, kulinarnych zajawek, toastowe savoir-
faire, zbiór angielskich toastów( żebyś wiedział co mówić,
gdy zasiądziesz z Angolem przy piwku), przepisy i wiele innych
ciekawych rzeczy.
Jeśli jesteś ciekawy czy „szef
Michaś” przygotowywał twoje danie, co fajnego można zjeść
podczas pobytu w Londynie, albo masz ochotę poznać Kevina
koniecznie sięgnij po tę pozycję, bo jest naprawdę przyjemna.
Mam nadzieje, że autor zaprosi mnie
kiedyś na chip butty, ropuchy w dziurze i marsa smażonego w
głębokim oleju (nie mogę się wręcz doczekać!) i pozwoli
rozkochać się w tej kuchni jeszcze bardziej.
Polecam, bo czytanie Kevina samego w
kuchni to prawdziwa przyjemność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz